Kiedy zasiadłem do pisania, oczywiście subiektywnego, podsumowania COP24 w mojej wsi Wilkowice, w Beskidzie Małym pomiędzy Bielskiem-Białą a Żywcem, normy przekroczeń pyłów, które mnie dotyczą to PM 2.5 – 473% normy i PM 10 – 439% normy. W zasadzie można by skończyć już ten artykuł i ułożyć się do snu zimowego, oczywiście w maseczce przeciw smogowej, żeby przeczekać ten czas co zabija wszystko co żyje.
Jednak nie, dzielnie wracam do tematu, który nie rozpalił Polki i Polaków do czerwoności. A jednak powinien, bo dotyczy naszego życia i przeżycia. A jednak nie. Przecież nie jest tak źle, a węgla mamy, jak mówił Prezydent Duda na 200 lat. Cieszyć się czy płakać, jak słyszy się oczywiste oczywistości, wypowiadane przez głowę tego umęczonego smogiem państwa. Podobno, ale tak mówią tylko naukowcy, z powodu naszego smrodu powszedniego, umiera nas w Polsce co roku 40 tyś. I co? I pstro!
W swoim wieloletnim działaniu miałem możliwość uczestniczyć w szczytach klimatycznych w Poznaniu, Warszawie, Kopenhadze i teraz w Katowicach. Cały czas dręczyło mnie pytanie, czy nasz, Klubu Gaja udział w tych wydarzeniach ma sens. Ogromny wysiłek organizacyjny, osobowy i finansowy, a niewielki skutek, sprawiały że moje nastawienie było coraz bardziej krytyczne.
COP24 w Katowicach wpisał się w tendencje czarowania rzeczywistości i tłumaczenia braku sukcesu skomplikowaną materią negocjacji. Ale przecież to było wiadomo wcześniej. Nie od dziś, że rozmowy o przyszłości świata pomiędzy podmiotami o rozbieżnych interesach nie należą do łatwych i przyjemnych.
W związku z moją coraz mniejszą wiarą w polityków i ich chęcią ratowania planety, tam gdzie to było możliwe, jako Klub Gaja, zabraliśmy się do edukacji i współpracy. Współprowadząc Marsz dla Klimatu miałem okazję zobaczyć ludzi z całego świata o różnym wyznaniu i kolorze skóry. Młodych i starszych. Wierzących i tych, którzy nie wierzą. Łączyła ich jednak troska o nasz wspólny dom. O planetę Ziemia. Głośno mówili o tym, że nie możemy już dłużej zwlekać, tłumacząc się niemożnościami. Krzyczeli o sprawiedliwości klimatycznej, na którą nie mogą liczyć ludy wyspiarskie, rolnicy dotknięci suszami czy uciekinierzy klimatyczni, których nikt nie chce przyjąć.
Uczestniczyłem też w spotkaniu z członkami katolickiej organizacji CIDSE (Międzynarodowa współpraca na rzecz rozwoju i solidarności) gdzie zastanawialiśmy się jak przywódcy duchowi mogą wspomóc działania adaptacyjne do zmian klimatu. W Katowicach na Rynku przeprowadziliśmy happening „Jestem z klimatem” z młodzieżą, z którą wcześniej prowadziliśmy zajęcia o zmianach klimatu.
Czytając prasę i słuchając komentarzy w różnych mediach, odnosi się wrażenie, że były to bardzo różne COPy. Ten oficjalny, który zakończył się wielkim sukcesem i ten przegrany, który wykreślił np. artykuł 6 (przewidywał on m.in. dobrowolną współpracę wszystkich państw przy wdrażaniu krajowych zobowiązań klimatycznych i zakładający, że wprowadzony zostanie po 2020 r. mechanizm rynkowy, który ma służyć promocji zrównoważonego rozwoju i ograniczeniu emisji – wszystko pod nadzorem Konwencji Klimatycznej ONZ).
Oczywiście organizacje pozarządowe bardzo krytykowały spowalnianie całego procesu przez poszczególne kraje, które chciały wywalczyć najkorzystniejsze zapisy dla siebie, nie biorąc pod uwagę globalnego zagrożenia i potrzeby współpracy ponad interesami lokalnymi.
W mało znanym i rozpropagowanym „Memorandum katowickim” z 10.12.2018 Polska Akademia Nauk, Papieska Akademia Nauk oraz Centre Nationale de la Recherche Scientifique piszą m.in. „Już dzisiaj obserwujemy wymieranie gatunków i potencjalnie nieodwracalne zmiany ekosystemów. Miliardy ludzi cierpią z powodu ekstremalnych zjawisk pogodowych, takich jak fale upałów, susze i powodzie. Jeśli nie podejmiemy szybkich i zakrojonych na szeroką skalę działań, podniesie się poziom morza, wystąpią braki wody pitnej i inne niekorzystne zjawiska, które zmuszą znaczne grupy ludzi do migracji lub pozbawią ich życia”.
Niech ten cytat posłuży za ostrzeżenie ale i sprawi, że konieczność podjęcia tych działań nie może być odkładana na przyszłość. Bo przyszłość dla naszych dzieci i wnuków jest TERAZ.
Jacek Bożek z Klubu Gaja