Czym są i były dla mnie drzewa? Te, które mijałem w swoim dzieciństwie idąc do parku ulicą Marksa. Te, na które patrzyłem godzinami leżąc chory w łóżku i czekając na przyjście matki z pracy. Te, na które wspinałem się z kolegami i koleżankami z podwórka na ulicy Mickiewicza w moim rodzinnym Bielsku-Białej. Czym były i czym są teraz w pamięci, bo wielu z nich już nie ma, tak jak przyjaciół z dzielnicy. Czym była akcja w obronie drzew z 15 marca 1989 roku, która zmieniła moje życie?
To są pytania, które zadaję sobie po 30 latach pracy w Klubie Gaja, który założyłem w 1988 roku. Pracy nie tylko dla drzew ale także dla ludzi i zwierząt. Ten czas poświęciłem w szczególności budowaniu społeczeństwa obywatelskiego mogącego stanąć w obronie przyrody i zwierząt. Uważam go za niezwykle twórczy, pełen przyjaźni i skutecznego działania. Naprawdę warto było to robić. Nigdy nie przypuszczałem, że ta praca przyniesie aż tak zauważalną, realną zmianę w wielu Polkach i Polakach. Widzę to i doceniam, choć wyzwania współczesności bardzo mnie niepokoją.
A wszystko zaczęło się od protestu i drzew.
Będąc młodym buntownikiem, przed przeszło pięćdziesięciu laty, kiedy już drzewa kochałem, jeszcze nie wiedziałem, że to właśnie drzewa zaważą na moim losie w tak zasadniczy sposób. Nie przypuszczałem, że 15 marca 1989 roku wyruszę na ścieżkę, która poprowadzi mnie, moją rodzinę i przyjaciół, wśród drzew do miejsca gdzie jesteśmy teraz.
Kiedy te 30 lat temu wspinałem się na topolę w centrum miasta Bielska-Białej z postanowieniem ocalenia jej przed wycinką byłem w zasadzie wypełniony lękiem wysokości, który nie odstępował mnie na krok od dziecka. To dziwne ale bardziej bałem się spojrzenia w dół niż milicjantów, którzy stali pod drzewami i wzywali mnie i Jurka Oszeldę, który współuczestniczył w tej akcji bezpośredniej w obronie przyrody, do natychmiastowego zejścia. Ta akcja była początkiem zmagań ze swoim strachem, wątpliwościami i często samotnością, które zawsze stają na drodze poszukiwaczy nowych rozwiązań.
Na topolę wchodziłem jako rzemieślnik produkujący szmaciane lalki – przytulanki, a schodziłem jako ekolog opozycjonista z Klubu Gaja. Pełen byłem w tym czasie nadziei, że da się wszystko ocalić i nic nie może stanąć na drodze do budowania lepszego dla ludzi, zwierząt i przyrody świata. Wiara ta w zasdzie nie opuszczała mnie przez te wszystkie lata, choć nie raz widziałem jak przyroda niszczona jest pod różnymi pretekstami w szczególności dla dobra ludzi i zaspakajania ich potrzeb.
Teraz jestem innym człowiekiem. Starszym. Nie jestem skory wspinać się na każde drzewo przeznaczone do wycinki ale nadal, kiedy tylko mogę staram się ratować drzewa przed naszą ludzką głupotą, brakiem wiedzy czy zwykłym niechlujstwem. Czasy się zmieniły. Zmiany klimatu wokół nas oszalały, a my nadal często bez zastanowienia podcinamy (dosłownie ) gałąź, na której siedzimy.
Czy jest wyjście z tego zaklętego koła niszczenia naszego wspólnego domu w imię naszego wspólnego rozwoju? Nie wiem. Czuję się bardziej zagubiony niż 30 lat temu. Kto nam, ludziom pomoże zrozumieć powagę sytuacji, w której się znaleźliśmy?
Może nadszedł czas żeby spytać drzewa o naszą przyszłość?
Jacek Bożek